O wschodzie metra

Piotr Rudera

O poezji i „Transmisjach Poetyckich”, z Mariuszem Słoniną, członkiem Grupy Literackiej Piekary 24 rozmawia Piotr Rudera

Minęło tysiąc dni istnienia Grupy Literackiej Piekary 24 — jak podsumowałbyś ten okres?

Myślę, że był on dość aktywny, na miarę naszych sił i wolnego czasu. Mamy dwie antologie na koncie — e-book „Fabryka Słowa”, który ukazał się w Sieci w październiku 2009 roku oraz tomik „EP”, który właśnie ukazał się zarówno w wersji elektronicznej jak i papierowej. Mimo krajowych i zagranicznych rozjazdów udaje nam się realizować cel, który postawiliśmy sobie na samym początku — promować poezję nie tylko w Sieci, ale przede wszystkim w rzeczywistości dnia codziennego. To właśnie po to organizujemy wieczory poetyckie, począwszy od tego pierwszego, promującego „Fabrykę Słowa”, w nieistniejącej już Cafe Katarynka, poprzez cykl „Transmisji Poetyckich” w Niebie i wieczorów indywidualnych. Do tej pory odbyło się kilkanaście takich spotkań.

Historia literatury przyzwyczaiła nas do tego, że grupy literackie charakteryzuje pewien program, manifest. Jaka jest odrębność programowa Waszej grupy?

Żadna. Nie mamy manifestu. Wywodzimy się z różnych środowisk, mamy różne style pisania, różnych mistrzów, uczymy się — jest to wystarczający powód, by za nasz manifest uznać brak manifestu. Nie odrzucamy żadnych trendów, nie walczymy z pokoleniem starych poetów — staramy się raczej szukać własnego miejsca w poezji, co w naturalny sposób dzieje się poprzez łączenie stylów. Naszą bezmanifestowość przypieczętowaliśmy wieczorem poetyckim w Piwnicy Pod Aniołem w lutym 2010.

Z drugiej strony, grupa jest dla nas świetną możliwością do realizowania różnych artystycznych projektów, nie tylko poetyckich, które samemu byłoby ciężko zrealizować. I miejscem spotkań.

Świetnym przykładem zdaje się tu być „Transmisja Poetycka”, cykl spotkań poetyckich bez podziału na autora, aktora i widza, ze wsparciem muzycznym i multimedialnym — każde ze spotkań cieszy się ogromną popularnością. Skąd wywodzi się idea cyklu?

Z potrzeby. Z wewnętrznej potrzeby poszukiwania słowa. „Transmisja Poetycka” to w założeniu projekt, którym chcemy pokazać, że poezja nie jest nudna, że można w niej się zatracić bez reszty. Chcemy dostarczać słowa w sposób niebanalny, ciekawy, daleki od klasycznej, szkolnej recytacji. W tym celu współpracujemy ściśle z aktorami teatrów studenckich (Teatr Wróbli, Teatr Zasłuchani, czy Perpetuum Mobile) oraz Stowarzyszeniem Inicjatyw Kulturalnych „Tartak”, jak również znajomymi muzykami. Każde spotkanie to okazja do poznania tekstów naprawdę różnych autorów, tych mniej, i tych bardziej znanych. Trafiają się również autorskie teksty. Projekt jest spadkobiercą legendarnych już wieczorów poetyckich Teatru Wróbli, w którym grałem i jest obecnie głównym polem naszej działalności. Spotkania odbywają się w Klubie Niebo, miejscu idealnie nadającym się do tego typu akcji, mniej więcej raz w miesiącu.

Dziesięć Transmisji Poetyckich zrealizowanych w dziesięć miesięcy. Jak radzicie sobie z formułą spotkań? Czy nie ocieracie się czasem o rutynę, a przez to, czy nie istnieje groźba wyczerpania się formuły spotkań?

Na pewno trochę rutyny w nas jest, ale jest to bodźcem do modyfikowania formuły spotkań. Staramy się w nie zawsze wpleść choćby drobny nowy element. Od początku towarzyszy spotkaniom wątek edukacyjny w literaturze polskiej. Pierwsza Transmisja była okazją do odkrycia nieznanego oblicza polskiego średniowiecza. W październiku było nie tylko jesiennie, ale również depresyjnie, z tekstami okresu Młodej Polski, przełomu wieków, jak również poetów wyklętych, które często trafiają się na wieczorach poetyckich. W listopadzie, najprawdopodobniej jako jedyni w kraju, świętowaliśmy 90. rocznicę wydania 2. Jednodńuwki Futurystuw. Była to okazja do powrotu do tekstów awangardowych i futurystycznych. Hitem wieczoru były piosenki puszczane z patefonu, jak również debiut Toruńskiej Muodej Sceny Neofuturystycznej w tekście „Kontrabas Szopena”. Grudniowa Transmisja była moim osobistym hołdem dla twórczości Republiki i Grzegorza Ciechowskiego, w styczniu natomiast, obchodziliśmy 107. rocznicę urodzin K.I. Gałczyńskiego, poety szczególnie ważnego dla Mateusza. Te dwa ostatnie wieczory wymusiły co prawda odrzucany przez nas podział na autora, aktora i widza, wiązało się to jednak z samą formułą tych spotkań.

Publiczość ma wpływ na przebieg wieczorów. Prowadzimy internetową akcję „One Poem A Day Makes Myself Okay” (w wolnym tłumaczeniu: „Jeden wiersz dziennie, codziennie”), dzięki której można podzielić się tekstem, który nas ujął, który uważamy za cenny — część tych tekstów wchodzi w skład regularnego programu TP. W trakcie wakacyjnych wieczorów to właśnie publiczność decydowała o tym jakie teksty i w jakiej kolejności się pojawią, więcej — to publiczość była autorem, aktorem i widzem. W tym kontekście lubimy kameralną przestrzeń Klubu Niebo, gdzie trudno jest wyizolować scenę. „Transmisja Poetycka” stale się rozwija, mamy już zaplanowane następne wieczory, z kontynuacją wątku edukacyjnego, jak również pojawiać się będzie, w miarę możliwości coraz więcej elementów multimedialnych.

Najnowszy tomik „EP” to tylko i aż jedenaście krótkich tekstów. Z czym związany jest tytuł i czy 107. rocznica urodzin K.I. Gałczyńskiego, podczas której nastąpiła jego premiera była celowym zabiegiem?

Tak. Chcieliśmy sprawić małą niespodziankę naszym fanom. Uczestnicy Kigołajek mieli okazję jako pierwsi zdobyć nasze pierwsze drukowane wydawnictwo. „EP”-kę przygotowaliśmy w absolutnej tajemnicy, wiedziały o niej naprawdę pojedyncze osoby. Oficjalna premiera nastąpiła podczas „Transmisji Poetyckiej EP”. Tomik zawiera w miarę nowe teksty, z których co prawda część już była publikowana, ale uznaliśmy, że są na tyle ważne w dorobku grupy, by weszły w skład drugiej antologii. „EP”-ki dostępne są nie tylko w Sieci, uruchomiliśmy małą sieć „Punktów z dobrą literaturą”, m.in. w Klubie Niebo.

„EP”, czyli „Extended Play” to na rynku muzycznym określenie dla płyt, które są zbyt długie jak na singiel i jednocześnie za krótkie na pełny album. Do pewnego stopnia zachodzi tu analogia. „EP” to jedenaście krótkich tekstów, ubranych w pewną, jednolitą formę, jako kompromis między tomami poetyckimi a pojedynczymi tekstami drukowanymi w gazetach. W czasach, kiedy królują internetowe wydawnictwa poetyckie, kiedy portale poetyckie pękają w szwach od ilości wierszy, my postanowiliśmy wykonać krok w druk. I dać ludziom coś namacalnego, wybór naszych tekstów. Niezbyt wielu, wydaje mi się jednak, że jest to zbiór wystarczająco spójny i tworzy zamkniętą całość, której przeczytanie nie zajmnie zbyt wiele czasu, i jest jednocześnie na tyle poręczny, że można go zabrać ze sobą praktycznie wszędzie.

EP zawiera również teksty z Twojego najnowszego tomiku, „Mechanika słowa”. Sam tomik wydaje się być bardzo surowy, techniczny. Czy nie jest to czasem kawałek zbyt industrialnej poezji?

„Mechanika słowa” jest bardzo miejska. To wynik moich poetyckich poszukiwań. Poprzedni tomik, „Próba słowa” to teksty, które powstały na przestrzeni wielu lat, właściwie od momentu, gdy moje nastoletnie pisanie zaczęło nabierać kształtu. „Próba słowa” to właśnie takie poszukiwanie miejsca w poezji. „Mechanika słowa” to efekt tych poszukiwań, a przynajmniej tak, jak to wygląda na chwilę obecną. Tomik zawiera dziesięć krótkich, miejskich tekstów. Ten minimalizm słów, skrót myślowy, który kiedyś poznawałem ucząc się o kierunkach awangardowych, zawsze był mi bliski. I to jest kierunek, w którym podążam. Starałem się, żeby całość była absolutnie ze sobą spójna, żeby wyważyć każdy obraz, każde słowo i styl. Wiesz, to nie jest tak, że moje teksty powstają ad hoc, że siadam i piszę. Te teksty rodzą się w pociągach, na ulicach, w klubach, w tramwaju, by dojrzeć o wschodzie warszawskiego metra. Nie jest ich wiele, ale też nie to przecież chodzi, żeby było ich dużo.

Najbliższe plany grupy?

„Transmisje Poetyckie”. Zarówno toruńskie, jak i wyjazdowe. Być może pojawi się w tym roku jeszcze jedno drukowane wydawnictwo, planujemy również kilka ulicznych poetyckich akcji. Do zobaczenia w mieście!

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się w 10. numerze pisma Prasoznawczego Koła Naukowego, Między Regałami