Przed snem

Magdalena Jóźwiak

Dedykuję wszystkim przepracowanym

Zwolnij. Zjedź na wolniejsze pasmo. Dobrze. Teraz na jeszcze wolniejsze. Na to najwolniejsze. Dobrze. Na pobocze. Wyłącz silnik. I odpocznij.
Czuję się, jakbym była kierowcą na ruchliwej autostradzie i pędziła przez życie w tempie zawrotnym, mistrzowsko wymijając, wyprzedzając, to znów mknąc tylko dalej przed siebie. Odnoszę czasem wrażenie, jakby obok siedział ktoś, pasażer, nie wiem, czy mężczyzna, czy też kobieta. Spokojnym, ale stanowczym głosem, nie wywołując cienia protestu z mojej strony, nakłania mnie do zwolnienia niesłychanego tempa, w jakim prowadzę samochód, w jakim żyję.
W końcu dochodzi do wniosku, że pobocze nie wystarczy. Wiem, że choć nic nie mówi, mamy zjechać do lasu. Zjechać z autostrady i zażyć ciszy. To towarzysz, który przypomina mi moje drugie ja, moje rozsądne ja, które mnie pilnuje, gdy zapędzę się za daleko w zaniedbaniu miłości do samej siebie. Głos rozsądku, anioł, przyjaciel, towarzysz drogi. Niestrudzony, opanowany i przekonujący.
Zjeżdżamy do lasu, w cichą leśną drogę, gdzie po bokach korony drzew, trawa, mech, patyki. Nie szukaj niebezpieczeństwa — mówi znowu lub to ja sama siebie przekonuję. Nie zamartwiaj się, że znowu znajdziesz porzucone śmieci, szkło, odpady, może nawet wyraźniejsze ślady zła, którego ktoś się tu dopuścił. To jest las terapeutyczny, całkiem bezpieczny. Zabrano stąd wszelkie niebezpieczne rzeczy. Został przeszukany i nic nie grozi tu twojemu spokojowi. Teren został sprawdzony. Nie trzeba tu ratować świata, chronić kogoś lub czegoś przed niebezpieczeństwem. Nie oskarżaj się o nic i nie obwiniaj. Tu przyszłaś uratować siebie. Wlać w pędy życia nowe siły. Wsłuchać się i odnaleźć spokój zagubiony wśród szumu autostrady.
Nie marnujesz czasu. Odnajdujesz siebie dla siebie i innych.