Szedłem nad doliną Wisły
Patrzyłem na swą twarz
jak się słania przekornie
w promieniach słońca
Spieszyłem przed siebie
Naprzód
By stąd popatrzeć na swój spokojny rześki krok
Powiewałem potem
Mimo bezwietrznej pogody
jak gałęzie drzew na wietrze
Jak żagiel latawca łopotały mi płuca
A w oczach zamkniętych jak muszle
szumiał mi blask
I potem szedłem dalej
Patrzyłem jak nogi czeszą trawę
I ziemi kijem godzonej raz na trzy kroki
jęków tłumionych słuchałem
i w dziw mnie wprawiła ta ziemi cierpliwość…
I nagle rozlało mi się światłem u stóp
Królestwo z tej ziemi
I Głos przemówił słowami poety:
Rozpostarłem Ci swe marzenia u stóp
Stąpaj ostrożnie
Stąpasz po moich marzeniach